Nie miałam jednak okazji tego wyeksplorować od razu. Po studiach tak jak wiele osób przez zupełny przypadek znalazłam pracę w korporacji. Po kilku latach poczucie pustki powróciło ze zdwojoną siłą. Czułam jak życie przecieka mi przez palce. Moje poszukiwania poprowadziły mnie do praktyki jogi i medytacji. Dzięki temu wreszcie znalazłam w sobie siłę, aby odejść i rozpocząć coś swojego.
Trafiłam do absolutnej szkoły przetrwania. Prowadzenie firmy obnażyło wszystkie moje lęki i słabości. Walczyłam dzielnie przez pięć długich lat i kiedy dziś patrzę na siebie z tamtego czasu jestem z siebie dumna. Pokazałam, że mam charakter i siłę, aby zawalczyć o to na czym mi wtedy zależało. Przez te pięć lat poruszyłam dosłownie niebo i ziemię, aby cokolwiek zaczęło działać. Pojawili się konsultanci biznesowi, wróżka a nawet radiesteta. Nic nie pomagało. Firma miała coraz większe długi.
Skoro nikt z zewnątrz nie dał rady, stwierdziłam, że czas sięgnąć po pomoc do innego wymiaru. To właśnie wtedy w moim życiu pojawiła się fascynacja Aniołami, a zwłaszcza ich wsparciem, którego desperacko potrzebowałam. Zaufałam im całą sobą i poszłam za ich prowadzeniem. Wpadłam na pomysł sprzedaży firmy, co przy rynku w recesji wydawało się dosyć karkołomne. A jednak stał się cud. Nie był to nagły zbieg okoliczności, ale zawiła droga z wieloma punktami zwrotnymi. W pewnym momencie poczułam w sobie przesunięcie energii, którego nie zapomnę do końca życia. Wstąpiła we mnie niesamowita pewność, że wszystko się dokonało.
I rzeczywiście tak było. Firmy podobne do naszej padały jak muchy i tylko nam udało się sprzedać wszystko i spłacić większość zadłużenia. Co ważniejsze, to była też moja pierwsza świadoma manifestacja. Bez przygotowania, bez teorii, stworzona na placu boju na potrzeby tu i teraz. Zdecydowanie miałam ochotę na więcej!